PODRÓŻOWANIE Z DZIECKIEM?... ALEŻ OCZYWIŚCIE:)
/ autor: admin, 10 sierpnia 2017
Autor: Aleksandra Kamiennik Żona, mama, instruktor BuggyGym, pasjonatka biegów górskich:)
Większość z nas lubi podróże. Ten czas kojarzy nam się z pięknymi miejscami, relaksem i przyjemnościami. Łatwo jest podróżować samemu – nie musisz nikogo pytać o zdanie, sam sobie jesteś sterem i okrętem. Jednakże tak cenne chwile chcielibyśmy dzielić z bliskimi, a później je wspólnie wspominać.
Kiedy rodzi się dziecko, często wywraca świat rodziców do góry nogami;) Mama i tata muszą przywyknąć do nowej rzeczywistości, a potem dobrze zafunkcjonować w powiększonym składzie. Po pracy i wielu obowiązkach przychodzi czas na upragniony wypoczynek. Wielu z nas może sobie zadawać pytanie: jak to zorganizować z dzieckiem i nadal mieć przyjemność? Czy to w ogóle możliwe?
Pragnę podzielić się z Wami moją krótką historią na ten temat, moją przemianą. Mam nadzieję, że zachęci to Was do podjęcia wyzwania:)
Razem z mężem uwielbiamy podróżować. To właśnie on zaraził mnie miłością do gór. W pierwszą naszą podróż wybraliśmy się w malownicze Bieszczady. Przed wyprawą kupiłam moje pierwsze górskie buty (prawdą jest, że Kopciuszek jest dowodem, że buty mogą zmienić Twoje życie). Godzinami chodziliśmy po górach – widoki zapierały dech w piersiach. Czułam się fantastycznie, odprężona i szczęśliwa:) Recepta na radość gotowa.
W podróż poślubną polecieliśmy do Hiszpanii – była to jesień 2009 roku. Cieszyłam się jak dziecko pakując mój górski plecak. Po wylądowaniu szybko zostawiliśmy za sobą zatłoczone Costa del Sol. Naszym celem była dzika część Almerii – prowincji w południowo-wschodniej części kraju. Jest to obszar tak bardzo zmieniony przez kopalnie odkrywkowe, że do złudzenia przypomina prerie z westernu – sam Clint Eastwood tworzył tam swoje filmy.
Jak na podróż poślubną przystało, był to czas bez pośpiechu, pełen przyjemności – wyprawy rowerowe nad ocean, wspólne gotowanie oraz zwiedzanie hiszpańskich wiosek, w których życie zamiera podczas siesty. Drugi tydzień poświęciliśmy na zwiedzanie Kadyksu. Pamiętam jak w jeden sielski poranek mój mąż zapytał mnie o dzieci.
Dzieci! Jakie dzieci?!
Oczywiście były one na mojej liście w bliżej nieokreślonej przyszłości, ale czy trzeba było burzyć te piękne chwile tematem pieluch, obowiązków i krzyku dzieci?
Wtedy nie miałam jeszcze pojęcia jak połączyć przyjemne podróżowanie z dziećmi;)
Nareszcie i na dzieci przyszła pora:) Nasz pierwszy syn, Nataniel, urodził się w maju 2011 roku. W jego pierwsze wakacje udaliśmy się we wrześniu nad piękny Bałtyk. Jednak w kolejne lato zapragnęliśmy zrobić w trójkę coś specjalnego. Wybór padł na Włochy – Toskania!
Na początku miałam myśli: Z rocznym dzieckiem? Chyba się nie da… Nie będzie zabawy.
Po chwili otrzeźwienie: TAK, Z DZIECKIEM:) Zwiedzimy całą Toskanię.
Warto nadmienić, że Nataniel nienawidził w tym okresie siedzenia w foteliku samochodowym, więc aby oszczędzić dziecku kilkugodzinnej traumy, a sobie wrzasków, zaplanowaliśmy podróż bez … samochodu. Wychodząc z domu nie wyglądaliśmy jak wielcy turyści – sąsiedzi myśleli, że idziemy na spacer: mama i tata z 8 kilowym, niewielkim plecakiem każdy oraz Nataniel w wygodnej spacerówce, typu parasolka. Może zastanawiacie się, czy to możliwe spakować dwie dorosłe osoby i dziecko (ze wszystkimi akcesoriami i pieluchami) na 10 dni w 16 kilowym bagażu! Okazuje się, że tak:) Postanowiliśmy zwiedzać Toskanię, a nie odpoczywać stacjonarnie, do tego bez auta, toteż każde dodatkowe pół kilograma zbędnych rzeczy dało by się we znaki.
Przygoda zaczęła się nie w dniu wylotu, gdyż już samo planowanie było niezłą zabawą. No i pakowanie;) Na początku sterta rzeczy, potem selekcja wstępna i kolejna selekcja. Stałam się mistrzem układania puzzli. Było lato, więc na szczęście nie trzeba było zabrać wielu ubrań. Do tego kosmetyki, jedzenie dla syna, pieluchy i zabawkę – jedną małą piłeczkę:) Resztę zabawek robiliśmy z materiałów dostępnych wokół nas – papierowych ulotek, liści, patyków. Super lekcja dla wyobraźni!
3, 2, 1 – STARTUJEMY:)
Z domu spacerkiem na dworzec PKP Kalisz. Następnie pociągiem do Wrocławia. Autobus miejski dowiózł nas na lotnisko, a samolotem dostaliśmy się do Pizy. Ale frajda! Nataniel był najszczęśliwszym „roczniakiem” na świecie, mogąc podróżować prawie każdym środkiem transportu i to w ciągu kilku godzin. Cała wyprawa miała trwać 10 dni. W opracowaniu planu zwiedzania Toskanii pomogła nam książka „Toskania, Umbria i okolice – przewodnik subiektywny”. Jej autorzy polecają w niej nie tylko główne ośrodki turystyczne, ale przede wszystkim małe, urokliwe miasta położone na wzgórzach, otoczone murami z hałaśliwymi ryneczkami, na których można kupić świeże oliwki, owoce, szynkę parmeńską. Palce lizać:) A wokół pejzaże z kamiennymi farmami, cyprysami i drzewami oliwnymi.
Na początku zastanawiałam się, czy nie będzie nam brakowało znajomych podczas tego wyjazdu. Szybko jednak okazało się, że nasz syn dostarczał nam wiele rozrywki! Pod Krzywą Wieżą w Pizie podchodził do innych turystów różnych narodowości, bawiąc się z ich dziećmi, toteż poznaliśmy ludzi z różnych zakątków świata:) Włosi nazwali go Piccini, co znaczy ….
Z Pizy pojechaliśmy do Lucci, potem Siena i Florencja. Dwie pierwsze miasteczka to te, w których człowiek poznaje życie codzienne Włochów. Natomiast Florencja to jedno wielkie muzem zapierające dech w piersiach. Nataniel uwielbiał spacery po parkach oraz wąskich kamienistych uliczkach, włoskie przysmaki, jak również galerie sztuki. To był niesamowity widok rocznego chłopca patrzącego na wielkie obrazy i rzeźby.
Jedno z najzabawniejszych zdarzeń to nasz nowatorski sposób na ochłodzenie malucha w ponad 30 stopniowym upale. Do tego celu wykorzystaliśmy pomp z pitną wodą dostępnych dla każdego prawie na każdym placu. To była istna frajda dla Nataniela! Po wodnych zabawach, czysty i przebrany szedł na upragnioną drzemkę:)
Na koniec naszej wycieczki pojechaliśmy w Alpy Apuańskie. Mieliśmy zakwaterowanie w zaadoptowanej do celów hotelowych średniowiecznej wiosce. Piękno gór podziwialiśmy podczas górskich wypraw – Nataniel z poziomu nosidełka.
Nosidełko Neverland – bardzo wygodne, lekkie, z daszkiem przeciwsłonecznym i kieszenią do przechowywania zimnych napojów (z izolacją termiczną). Wypróbowane przez ekipę BuggyGym 🙂
Po 10 dniach wróciliśmy pełni wrażeń do domu. Byliśmy również zmęczeni intensywnością naszych wakacji, jednak pewni, że wkrótce zaplanujemy kolejną, rodzinną podróż:)
Rok później urodził się nasz drugi syn – Leon, również chętny do podbijania świata:) Kiedy miał 3 miesiące, pojechaliśmy do Szwecji:) Postanowiliśmy odwiedzić naszych dobrych znajomych mieszkających w małym miasteczku – raj dla rodzin z małymi dziećmi. Tym razem samochód nam się przydał. Dodatkowo prom z wieloma atrakcjami dla naszych pociech. Po niecałej dobie byliśmy na miejscu:) Mój mąż był kierowcą, więc do mnie należało wymyślanie zabaw dla dzieci podczas jazdy autem. Dzięki temu stałam się wyjątkowo kreatywną mama;)
Odpoczynek stacjonarny, zwiedzanie szwedzkich miasteczek, nawet restauracje, w których spokojni Szwedzi z niedowierzaniem patrzeli na rozbrykane dzieciaki.
Kolejna przygoda, kolejne fantastyczne wydarzenia, które scalają rodzinę i dostarczają wielu pięknych wspomnień!
W roku 2017 przywitaliśmy trzeciego muszkietera – Janka:) Wspaniały, silny dzidziuś, który śmieje się do wszystkich wokół. Dla niego też mieliśmy niespodziankę w sferze podróżowania. Gdy miał kilka miesiący biegłam Półmaraton Gór Stołowych, toteż mój mąż dzielnie zajął się dynamiczną trójeczką:) Doping miałam na poszczególnych etapach trasy, a największy mecie! Dla chłopaków nie było problemu wspiąć się żółtym szlakiem na Szczeliniec Wielki (najwyższy szczyt Gór Stołowych), gdzie była meta! Starsi synowie bawili się na skalistej trasie w elfy, ogry i hobbitów, toteż mieli nieustanną frajdę (z przystankami na przepyszne jagody!). A zachustowanyJaś smacznie spał w ramionach taty. Wszyscy zdobyli szczyt, więc otrzymali słodkie nagrody i mogli podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. Na tej wyprawie spędziliśmy łącznie cztery dni – niezapomniane dni! Ojcec z trójką dzieci na super wyprawie i biegająca mama – okazuje się, że dla chcącego, nic trudnego;)
Już wiele wypraw za nami – lasy, morze, góry. Uwielbiamy to:) Oczywiście wiąże się to z bardzo dobrą organizacją i pójściem na kompromis, by zadowolić wszystkich członków rodziny. Musimy być elastyczni, bo nigdy nie wiesz, jaka przygoda Cię spotka… tym bardziej, że są z Tobą Twoje małe, pomysłowe pociechy;)
Jednak bilans zysków i strat mówi, że warto:) Warto podjąć wysiłek i przyjąć to wyzwanie, by później móc wkleić do naszego rodzinnego albumu piękne zdjęcie z kolejnej wyprawy, przynoszące na myśl chwile radości i beztroski. Zawsze będziemy pracować i wypełniać listę licznych obowiązków, chcielibyśmy jednak by w naszej pamięci pozostały chwile, w których jako rodzina byliśmy razem – śmialiśmy się, bawiliśmy i jedliśmy bez pośpiechu, rozmawiając:) To one nas łączą! To właśnie je będziemy wspominać jako dziadkowie, opowiadając naszym wnukom – nie zakup kolejnego auta, mebli czy awans zawodowy.
Zachęcam Cię byś pomyślał o tym, co lubisz i gdzie z chęcią zabrałbyś swoją rodzinę, by razem tworzyć wasze wspólne, nieprzeciętne chwile. Poświęć na to czas, daj całego siebie, a na pewno rezultat Cię zaskoczy!
Jestem bardzo ciekawa Twoich pomysłów. Na pewno będzie ich tak wiele, jak wiele jest ludzi wokół nas. I to jest piękne – każdy jest inny i każdy może stworzyć swoją własną, rodzinną podróż:)